Nowy wymiar protetyki
Elektronika
W ostatnim artykule o dofinansowaniach napisałam, że także w ramach finansowania PFRON (Aktywny Samorząd) jest możliwość ubiegania się o protezę z podzespołami elektronicznymi. Pomyślałam więc, że warto napisać o tym kilka słów więcej, gdyż temat podzespołów elektronicznych w protezach wciąż jest traktowany raczej jako ciekawostka, niż „poważne” zagadnienia, które realnie się wykorzystuje. A raczej: które wykorzystuje się na co dzień. Bo na temat realności ich istnienia nikt nie powinien mieć wątpliwości.
Części elektroniczne takie jak przeguby kolanowe, stopy czy dłonie istnieją w protetyce już od dawna. Z racji dostępności cenowej są jednak rzadziej wykorzystywane niż ich „zwykłe” odpowiedniki. Ta tendencja zapewne jeszcze długo nie zmieni się w naszym kraju… Nie mniej jednak zapytania o elektronikę pojawiają się coraz częściej na różnego rodzaju forach i grupach, a także w pracowniach protetycznych. Jakby nie było zainteresowanie użytkowników protez rośnie.
Osobiście, ze względu na poziom amputacji, jestem użytkowniczką elektronicznej stopy. Używam jej zamiennie ze zwykłą stopą z włókna węglowego – dlaczego? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie poniżej.
Jak to jest być cyborgiem?
Kilka lat temu wejście na poziom normalnego funkcjonowania ze *zwykłą stopą z włókna węglowego, a do tego przy odsłoniętej protezie, było dla mnie równoważne ze zdobyciem mentalnego Mount Everestu.
*Zwykłość jest w tym określeniu krzywdząca dla standardowych stóp z włókna węglowego. One niejednokrotnie potrafią bardzo wiernie odwzorować naturalny wzorzec chodu. Jednak dla potrzeb tego artykułu, aby odgraniczyć ich „zwykłość” działania od działania sterowanego procesorami pozwolę sobie nazywać stare, dobre „węglówki” (stopy z włókna węglowego) stopami zwykłymi. Co nie oznacza, że te elektroniczne są nad wyraz niezwykłe, albo znacząco lepsze. To jak zwykle dyskusyjna kwestia 😉
Nie przypuszczałam wtedy, że wspomniany Mount Everest będzie za jakiś czas niczym babka z piasku, a moje własne cybernetyczne wyobrażenie o sobie nabierze prawdziwego wymiaru. Bo cyborg rodem z „Terminatora” (swoją drogą nie znoszę tego filmu!) ma w sobie oprócz pierwiastka ludzkiego, komponentę robota. A jeśli robot, to z elektroniką. Któż by wtedy pomyślał…
Życie jest jednak zaskakujące i wyobrażenia szybko się w moim wypadku zmaterializowały. Szybkość jest tutaj względna, bo proces ten trwał blisko 9 lat. Mając też na uwadze pierwsze zaopatrzenie, które było mi dane używać, prędkość i zakres zmian jakie zaszły i we mnie i w mojej protezie (protezach) są olbrzymie.
Niemniej jednak efekt jest taki, że dziś mogę śmiało powiedzieć o sobie: jestem cyborgiem. Choć moje zamiłowanie do filmów SF nigdy nie było jakieś nadzwyczajne, to uważam, że powinniśmy być za nie wdzięczni. Najpewniej między innymi one były natchnieniem do powstania współczesnej technologii w takim, a nie innym wymiarze.
„Półcyborg” – cyborg bez baterii?
Czy traktując zaopatrzenie elektroniczne, jako największy z realnych zakresów możliwości współczesnej protetyki, można łatwo porównać je ze standardowymi komponentami? Czy wygląda to tylko tak, że te mają baterie i procesor, a tamte nie mają? Otóż, moim zdaniem, nie. Musisz wiedzieć o tym, że różni je nie tylko rodzaj sterowania, fakt posiadania procesora, oprogramowania, baterii, konieczności ładowania. Fizyczna budowa stopy elektronicznej jest zupełnie inna niż zwykłej dynamicznej. Co za tym idzie obie wyglądają zupełnie inaczej. Znacząca jest tutaj kwestia wyglądu zewnętrznego (nie zagłębiając się nawet w zupełnie inną budowę wewnętrzną). Stopy elektroniczne z racji posiadania miejsca na wszelkie swoje podzespoły muszą być i są na tę chwilę obszerniejsze, większe i cięższe niż ich tradycyjne odpowiedniki. Techniczne szczegóły pozwolę sobie zostawić specjalistom 😉
Piękno zaklęte w brzydocie
Ze stopą elektroniczną jest trochę jak z ropuchą w bajkach. Zwykle w ropuszej, nieatrakcyjnej skórze kryje się jakaś piękna, dobra istota. Nie umiem znaleźć na tę chwilę trafniejszego porównania. Z tą tylko różnicą, że nikt nie kazał mi całować mojej stopy 😉 Kwestia wyglądu jest w zasadzie dyskusyjna, bo mi bardzo się moja stopa podoba. Niemniej jednak znacząco odbiega od przyjętego kanonu wyglądu standardowych stóp protezowych i może stąd ta rzucająca się w oczy inność. A inność, jak wiadomo, nie jest zła.
Gdyby nawet ciężko było mi się przekonać do wyglądu stopy, to jej zalety przewyższają wszelkie niedogodności.
Zalety (działania) stopy elektronicznej:
- Możliwość samodzielnej regulacji wysokości obcasa – bezcenne dla kobiet.
- Działanie w czasie rzeczywistym (bez konieczności zrobienia kilku kroków, tak aby proteza „nauczyła się” wzorca chodu użytkownika).
- Dopasowywanie się do nierówności i kąta nachylenia terenu – schodzenie i wchodzenie pod górkę już nigdy nie będzie problemem.
- Płynne przejście z różnego rodzaju nawierzchni na inne – twardy chodnik, krawężnik, piasek, trawa – nie ma efektu przyhamowania czy zbyt gwałtownego ruchu, „kaczego” opadnięcia stopy.
- Naturalne schodzenie po schodach (poprzez stawianie całej stopy na stopniu).
- Możliwość wyboru pomiędzy kilkoma trybami dla różnych aktywności np. dla jazdy na rowerze.
- Możliwość usztywnienia „stawu skokowego” podczas długotrwałego stania np. na drabinie.
- Opuszczanie się stopy do podłoża podczas siedzenia – w końcu stopa nie musi nienaturalnie, pod dużym kątem odstawać od podłogi.
- Atrakcyjny, przyciągający uwagę wygląd – jeśli tak jak ja lubisz się wyróżniać.
- Chód minimalizujący nakład energii i pracę wykonywaną przez kikut w protezie – minimalizowanie zmęczenia.
Jak to bywa w bajkach, obok pięknych łabędzi pojawiają się czasami brzydkie kaczątka 😉 Żeby było sprawiedliwie to stopa elektroniczna ma – jak dla mnie – 3 zasadnicze wady. (Pomijając rozmiar i wygląd oraz wysoką cenę).
Wady stopy elektronicznej:
- Konieczność ładowania – a więc i pamiętania o ładowarce 😉
- Brak wodoodporności (*a kolana elektroniczne już dawno są wodoodporne – myślę więc, że lada moment pojawią się i takie stopy).
- Ciężar – to w zasadzie dyskusyjna kwestia, bo gdy stopa jest zamontowana do systemu podciśnieniowego, to nie czuć jej wagi. Co innego oczywiście, gdybyśmy wzięli samą stopę do rąk – ale przecież stopa służy do chodzenia, a nie do noszenia w rękach 😉
Dlaczego jestem też wierna zwykłej „węglówce”?
Odpowiedź jest prosta: ponieważ nie posiada ona wad stopy elektronicznej. Oczywiście nie daje też takiego komfortu podczas codziennego korzystania. Jednak w w wyjątkowych sytuacjach, jak np. tych obecnie bardzo aktualnych pt. „wybrałam się na wakacje nad morzem, a ładowarka została w domu” proteza z wodoodporną stopą z włókna węglowego może uratować życie. Więcej o protezie do wody możesz przeczytać tutaj.
Podsumowując
Uwielbiam swoją elektroniczną stopę za całokształt jej cech zewnętrznych i sposób działania, który jest wypadkową tego, co kryje ona w środku. Dla przeciętnego użytkownika, takiego jak ja, takie zaopatrzenie może stanowić rodzaj ciekawostki, czy wręcz na początku wyzwania. Korzystanie przez wiele lat ze standardowych stóp wymaga kilkugodzinnego „przestawienia” się na zupełnie inny rodzaj, niewymuszonego chodu. To tak jakby wyłączenie dotychczasowych nawyków (typu akcentacja pięty) i włączenie trybu zdrowych kończyn. Efekt końcowy przerasta wszelkie oczekiwania. Dlatego jeśli masz możliwość uzyskania dofinansowania do tego typu rozwiązania, to serdecznie zachęcam Cię do tego. Ubezpieczyciele, fundacje, eventy, zbiórki pieniędzy, 1%, Aktywny Samorząd… Możliwości jest wiele. Mam taką wewnętrzną nadzieję, że im więcej użytkowników protez zainteresuje się tematem elektroniki, tym stanie się ona dla nas wszystkich powszechniejsza i przez to tańsza. Bo firmy produkujące części zabiegając o pacjenta najpewniej zaczną ze sobą konkurować, mam nadzieję, również cenowo.
Życzmy sobie samych przychylności losu – także tych protetycznych.
Tak, aby móc wrócić do możliwie największej sprawności po amputacji.
A taka jest możliwa.
Dasz radę!
Pa!